– Zdenerwowałem się i tak jakoś odruchowo go uderzyłem – wyjaśniał przed sądem 31-latek z Kraśnika, oskarżony o śmiertelne w skutkach pobicie kolegi. Zaatakowany mężczyzna uderzył głową w chodnik. Zmarł następnego dnia.
Proces Arkadiusza J. rozpoczął się w czwartek w Sądzie Okręgowym w Lublinie. 31-latek odpowiada za napaść na swojego kolegę Jana M. Doszło do niej 21 czerwca w Kraśniku. Dzień wcześniej Arkadiusz J. miał okraść ofiarę, co doprowadziło do awantury.
Feralnego dnia Jan M. spędzał czas ze znajomymi w parku przy ul. Mickiewicza. Skarżył się, że Arkadiusz J. ukradł mu 900 zł.
- Mówił, że zginęły mu pieniądze. Dzień wcześniej był u niego oskarżony ze swoją dziewczyną. Razem pili piwo, a jak wyszli to pieniędzy już nie było – zeznał w sądzie brat zmarłego.
Podczas spotkania w parku kolega okradzionego mężczyzny zadzwonił po Arkadiusza J. Powiadomił go, że jest podejrzewany o kradzież. 31-latek przyszedł do parku razem z partnerką. Doszło do kłótni z Janem M. - Pytam Janka, jak to było z tymi pieniędzmi, a on nic. Pokłóciliśmy się. Ja go jakoś ręką uderzyłem. Siedział na rogu ławki i się przewrócił – wyjaśnił przed sądem Arkadiusz J.
Zapewniał, że nie zamierzał zrobić koledze krzywdy. - Nie chciałem, żeby spadł i coś robi zrobił. Zdenerwowałem się, że mnie posądził i kradzież i odruchowo go uderzyłem – przekonywał Arkadiusz J.
Spadając z ławki, Jan M. uderzył głową o chodnik. Świadkowie wezwali karetkę pogotowia. W szpitalu okazało się, mężczyzna ma krwiaka mózgu. - Byłem u niego w szpitalu. Leżał i miał z tyłu czaszkę załamaną. Cała poduszka była we krwi. Umarł przy mnie – wspominał w sądzie brat Jana M.
Po zdarzeniu zawiadomił o wszystkim policję. Mundurowi zatrzymali Arkadiusza Ł. Ustalili wtedy, że dzień przed pobiciem 31-latek i jego dziewczyna rzeczywiście byli w domu ofiary. Zabrali z portfela gospodarza 900 zł.
Podczas procesu Arkadiusz J. nie przyznawał się do kradzieży. Przesłuchiwany na etapie śledztwa zapewniał, że odda wszystko z własnej kieszeni. - Policjanci kazali mi się przyznać, bo nie mogli zamknąć śledztwa. Chcieli mi dziewczynę zamknąć. Nie wziąłem żadnych pieniędzy – przekonywał w sądzie Arkadiusz J.
W śledztwie 31-latek przekonywał także, że poszedł do parku, żeby oddać Janowi M. pieniądze. Tłumaczył, że jego kolega sam spadł z ławki. Arkadiuszowi Ł. grozi do 25 lat więzienia lub dożywocie.